Dogoniłam swoje przeznaczenie

Dogoniłam swoje przeznaczenie
 

Dogoniłam swoje przeznaczenie

Agnieszka trafiła do Anny w najgorszym momencie swego życia. Usłyszała, że czekają ją problemy, ale niebawem nieszczęścia się skończą. Kilka lat temu Agnieszce zawalił się nagle cały świat. Bankructwo, konflikt z mężem, strata domu, choroba syna, wreszcie wypadek. Przekonała się, że przeznaczenie to coś, przed czym nie sposób uciec. Ale i uwierzyła, że zły los jeszcze się odmieni. Pomogło jej w tym spotkanie z Anną.
 
Wróżby? Przeznaczenie? Na to była zdecydowanie zbyt rozsądna. Nie wierzyła w przepowiadanie przyszłości.Horoskopy, owszem, czytałam, ale wyłącznie dla zabawy – mówi Agnieszka Jedynak (34 l.) Jak byłam dzieckiem, wróżyłyśmy sobie czasem z koleżankami. Kiedy dorosłam stałam się realistką, żyłam dniem dzisiejszym. Dopiero gdy poznałam Annę, zrozumiałam, że przed tym, co nam jest pisane, nie można uciec.

Wiem, co się stanie

Agnieszka przez lata żyła w stanie duchowej „nieświadomości". Pracowała, twardo stąpała po ziemi. Czekała na miłość, ale żaden mężczyzna nie zachwycił jej na tyle, by chciała spędzić z nim życie. Nie imprezowała szaleńczo. Miała wąskie grono zaufanych znajomych.
To było 12 lat temu – wspomina. – Całego Sylwestra przesiedziałam w domu. Sama. Miałam 22 lata i czułam, że życie przecieka mi przez palce. Postanowiłam więc sobie powróżyć. Wprawdzie nie wierzyłam w takie „gusła", ale czemu by nie spróbować? Pamiętałam z dzieciństwa taką zabawę z obrączką: ile razy wprawiona w ruch uderzy w szklankę z wodą, w takim wieku wyjdę za mąż. Usiadłam przy stole, przygotowałam rekwizyty. Trochę mi się śmiać chciało… Wyszło, że jeszcze w tym roku stanę na ślubnym kobiercu! A tu zero kandydata… Uznałam, że to nierealne, kompletna bzdura. No i oczywiście szybko zapomniałam o wróżbie…

W tym czasie Anna Kempisty (42 1.) wiedziała już doskonale, że sny, przeczucia i wróżby sprawdzają się. Przynajmniej jej samej. Już jako sześciolatka zauważyła, że to, co się jej śni powraca w jakiejś formie w rzeczywistości. Przepowiadania przyszłości ponoć można się nauczyć, jasnowidztwa już nie. Pasja i zainteresowanie są ważne jak w każdym fachu, ale najlepiej, gdy ma się jeszcze „to coś". Predyspozycje. Dryg, talent…Baletnicą nie będę. ale przepowiadanie jest silniejsze ode mnie – mówi Anna. – Miewam przeczucia: błysk intuicji, która dopada mnie na środku ulicy. I nagle wiem, co się stanie. Za chwilę, albo za jakiś czas, ale się wydarzy.

Pierwszy znak losu

Od czasu wróżby z obrączką Agnieszka nie podjęła żadnej próby przepowiadania przyszłości. – Pracowałam wtedy jako asystentka stomatologa – wspomina. – Do pracy przychodzili różni przedstawiciele handlowi. W kwietniu pojawił się Tomek. Gdy przychodził, zaszywała się w innym pokoju.Dlaczego nie wyjdziesz, nie pogadasz z nami? Tomek to taki wesoły człowiek! – dziwiły się koleżanki. Wzruszała ramionami. – Powód był prosty. Tomek mnie peszył. Był przebojowy, bardzo pewny siebie, zachowywał się jakby znał wszystkich od stu lat – opowiada Agnieszka. – A ja wtedy byłam raczej nieśmiała.
Miłość spadła na nich jak uderzenie pioruna. Aż wszyscy wokół się dziwili, bo zakochali się jak nastolatkowie. – Poznaliśmy się w kwietniu, a już w czerwcu chcieliśmy brać ślub. Przeszkodą był jedynie brak terminu. – wspomina Agnieszka. Najbliższy wolny był we wrześniu. Pobraliśmy się pięć miesięcy od poznania. Nagle, tuż po ceremonii, Agnieszka przypomniała sobie swoją wróżbę z obrączką. „Przypadek, ale rzeczywiście niezwykły" – pomyślała. Wciąż jeszcze nie wierzyła w los i przeznaczenie.

Szczęście jest krótkie

W czasie, kiedy Agnieszka została szczęśliwą mężatką, Anna postanowiła pogłębić swoją wiedzę ezoteryczną. Zdecydowała się po tym, gdy „zobaczyła” wypadek znajomego. Dzień później mężczyzna miał wypadek i przeciął tętnicę. Anna kupiła wtedy karty tarota i podręcznik.

U Agnieszki w tym czasie wszystko układało się pomyślnie. Wciąż była szczęśliwie zakochana, małżeństwo kwitło, na świat przyszedł pierwszy syn. Kuba. Mąż przekonał Agnieszkę, by założyli własną firmę. Ona zapaliła się do tego pomysłu. – Dobraliśmy kilku zaufanych wspólników – opowiada. – Dostarczaliśmy hurtowniom środki czystości, pod koniec lat 90. było na to wielkie zapotrzebowanie. Firma błyskawicznie zaczęła przynosić zyski. Rodzina najpierw mieszkała z matką Tomka, wkrótce potem wyprowadziła się do wynajętego domu.Ale wkrótce zamarzył nam się własny – wspomina Agnieszka. – Wzięliśmy więc wielki kredyt i kupiliśmy dom niedaleko Wieliszewa. Cisza, spokój. mnóstwo zieleni. Tutaj naprawdę odpoczywaliśmy. Prowadzenie firmy było wyczerpujące, więc to miejsce stało się oazą. Drobne konflikty się pojawiały, jak to w rodzinie. Ale nic nie wieszczyło nadchodzącej tragedii. Nie byliśmy przygotowani. Któż jest na takie rzeczy gotowy?

Efekt domino

Po ślubie przypomniała mi się wróżba z obrączką. To przypadek, ale niezwykły: tak wtedy pomyślałam.
Sześć lat temu wszystko zaczęło się psuć. – Najpierw firma. A że pracowaliśmy razem z mężem, siłą rzeczy problemy przenosiliśmy do domu… – opowiada ze smutkiem Agnieszka. Widać, że wspomnienia bolą ją do dziś. – Kiedy siadaliśmy zmęczeni do kolacji, nie mieliśmy już siły rozmawiać… Byliśmy padnięci, no i trochę znużeni, widzieliśmy się przecież cały dzień. Zamiast pobyć z mężem, wieczorami opisywałam w kuchni zalegle faktury. Z przerażeniem obserwowali, jak firma popada w coraz większe tarapaty. – Najgorsza była bezradność, nie bardzo mogliśmy czemukolwiek zaradzić – dodaje Agnieszka. – Im bardziej byliśmy podenerwowani, tym bardziej zamykaliśmy się w sobie. Jeśli już zdarzyło nam się rozmawiać, to w zasadzie tylko o pracy. Na szczęście z synkiem nie było żadnych kłopotów. W opiece nad nim pomagali nam rodzice. My w tym czasie za wszelką cenę próbowaliśmy ratować firmę.

Ich klienci wprawdzie nadal kupowali towar, ale za to coraz częściej zwlekali z płatnościami. – Zaczęło nam brakować pieniędzy. Wycofali się też nasi wspólnicy – mówi Agnieszka. – Pomiędzy mną i mężem było coraz gorzej. Jakby tego było mało, u syna stwierdzono silną astmę. Zaczął działać efekt domina. Z tygodnia na tydzień było coraz gorzej. Od dłużników pościągali tylko część należności, reszta klientów była niewypłacalna. – Tonęliśmy w długach.

Pod koniec 2002 roku podjęliśmy dramatyczną decyzję: sprzedaliśmy nasz ukochany dom – Agnieszka robi długą pauzę. – Do tej pory, jak przejeżdżam przez tamtą okolicę, serce mi się ściska… Mieszkaliśmy tam tylko półtorej roku, ale to był dla mnie mój pierwszy, prawdziwy, jedyny pod słońcem dom. Kupiliśmy mieszkanie na warszawskiej Pradze, ale długi nie zniknęły. Nie wyrabialiśmy się nawet z płaceniem rachunków. W końcu zapukał do naszych drzwi komornik, zajął część sprzętu i mebli. Pewnego dnia Agnieszka odebrała pismo z sądu. Zostali z mężem oskarżeni o wyłudzenie pieniędzy. Mieli wprawdzie dokumenty, które potwierdzały ich niewinność, ale wyjaśnianie tego przed sądem i tak było przygnębiające. Ciosy spadały na nich ze wszystkich stron.

Nie było na chleb

Komornik oczyścił cale nasze konto… – Agnieszka patrzy w okno, znowu milczy przez chwilę. – Wyłączyli nam prąd i telefon. Byliśmy w impasie. Przyszedł taki moment, że nie mieliśmy nawet na chleb. Całą złotą biżuterię, włącznie z obrączką zaniosłam do lombardu, przełykając Izy. Najgorszy obraz, jaki mam w pamięci to wieczór, gdy zdesperowany mąż poszedł zastawić telewizor. Nie przyjęli go. Sprzęt okazał się za stary. Pożyczaliśmy na życie od bliskich i całkiem dalekich znajomych, nawet po 50 zł. Zawiozłam syna do rodziców, żeby nie brał udziału w tej klęsce. Dwa dni potem dostałam telefon, że Kuba jest w szpitalu. Niestety, lekarz się pomylił, odstawił mu zły lek. Mąż wpadł w depresję. Dziś, z perspektywy czasu, zastanawiam się, jak to wszystko przeżyliśmy? Kiedy walił się cały mój świat, szukałam cienia nadziei. Przyniosły ją wreszcie karty tarota.  
Już nie żartuję z wróżb. Zbyt wiele ich w moim życiu się spełniło.  

Jest nadzieja

Agnieszce udało się w końcu znaleźć pracę w niewielkiej firmie produkującej walizki. – To był pierwszy dobry znak, ale wciąż mieliśmy długi i problemy – przyznaje. – Czułam, że nasz świat już się nie odbuduje. Potrzebowałam pocieszenia. I wiary, że los wreszcie stanie się dla nas łaskawszy. I wtedy poznałam Annę. Wiedziałam, że ma dar jasnowidzenia, że wróży. Byłam zrezygnowana, zagubiona, niepewna. Zdecydowałam się na wizytę. Postawiła mi karty, spytała o datę urodzenia.
Wszystko się ułoży – usłyszałam. – Ale potrzeba czasu… Przepowiedziała mi też kolejną ciążę. I wielki problem z samochodem. Wyszłam od niej jak na skrzydłach. Ta sympatyczna, zadbana kobieta o niezwykłych zielonych oczach dała mi nadzieję, której tak bardzo potrzebowałam.
Większość ludzi nie wierzy w przepowiednie, kiedy wszystko dobrze się układa. Bywa, że dopiero w obliczu tragedii pytają, co ich czeka – stwierdza Anna. – Czasem to sprawy życia i śmierci. Kiedyś dostałam telefon… z samolotu, w którym była znajoma. Pojazd długo kołował na płycie lotniska. Pilot odmawiał lotu, coś działo się z silnikiem. Znajoma pytała, co robić. Szybko zajrzałam do kart. „Im dłużej będziecie zwlekać, tym lepiej, ale dolecicie” – wołała do słuchawki. Dolecieli. Kiedyś Annie przyśniła się wielka strata pieniędzy. Zbudziła się przerażona, mąż z niej żartował. Wkrótce okradziono jego hurtownię, zostali bez grosza. – Pewne rzeczy są nam pisane – tłumaczy – Strata się pojawi, choćbyśmy się skryli w mysiej dziurze! Wtedy trzeba zacisnąć zęby i przetrwać.

Kilka dni po pierwszej wizycie u Anny Agnieszka jechała do siedziby firmy, do Wielunia. Padał śnieg, było bardzo ślisko. „Co się dzieje?!” – myślała przerażona. Chwilę potem znalazła się w rowie. Auto koziołkowało, obiło się o barierki. Wyszła o własnych siłach, miała tylko rozbity łokieć. To cud, że przeżyła. „Widać jest mi pisane dłuższe życie!” – myślała roztrzęsiona. Nagle przypomniała sobie o wróżbie Anny. – Poczułam chłód: przeznaczenie dało znać o sobie…

Sprawa życia i śmierci

Anna i Agnieszka znalazły wspólny język. Gdy nie mają czasu na spotkanie, dzwonią do siebie. – Uzależniłam się chyba od Ani – mówi ze śmiechem Agnieszka. – Od kiedy do niej poszłam, los stał się przychylny. Sąd nas uniewinnił. Syn trafił pod znakomitą opiekę lekarską, a ja zaczęłam sprzedawać akcesoria reklamowe.
Anna przewidziała, że i Tomasz znajdzie pracę. I że będą mieli jeszcze dwoje dzieci! „To niemożliwe” – myślała Agnieszka. – „Ledwo wychodzimy na prostą, nie w głowie nam powiększanie rodziny”.
A jednak na świat przyszedł Maks. – Kilka miesięcy później okazało się, że zostanę mamą Zosi… – mówi
Agnieszka. – Popłoch i radość. Trzecie dziecko? Przecież my odgrzebujemy się z kłopotów! Ale wierzyłam, że wszystko się ułoży. Teraz czekamy na rozwiązanie sprawy mieszkania, które jest bardzo zadłużone. Ale Anna wyczytała z kart, że konflikt zakończy się ugodą. I wszystko na to wskazuje.

Przyjaźń Ani i Agnieszki nie polega tylko na przepowiadaniu przyszłości. Zdarza im się też najzwyczajniej sobie poplotkować. – Wróżenie to nie jest cały mój świat – przyznaje Anna. – Mam fajną rodzinę, kończę studia psychologiczne, choć kiedyś marzyłam, aby być pielęgniarką. Pomaganie ludziom to dla mnie ważne.
Kiedy Agnieszka zazdrości jej daru, Anna wyjaśnia: – O nie. to jest przekleństwo. Każdy człowiek dowiaduje się o ważnych sprawach: narodzinach, śmierci, weselu, chorobie, tylko jeden raz. Ja to przeżywam dwukrotnie. Stawiam karty lub mam sen, a potem tylko czekam, kiedy to się stanie. To jest bardzo smutne, bo częściej „widzę” sprawy negatywne, tragiczne.

Ale bywa też zabawnie. Raz odwiedziła ją kobieta, której z kart wynikało, że jest zdradzana. Anna kluczyła, by nie powiedzieć jej prawdy, aż usłyszała: „Ale ja wiem, że mąż ma kochankę! Jestem ciekawa, czy i mnie coś się przytrafi.” Innym razem przyszła klientka w ciąży – opowiada Anna. – Marzyła o córeczce. Karty mówiły, że to syn. Tuż przed porodem zrobiła USG, które wykazało dziewczynkę. Komu wierzyć, „babie od guseł” czy medycynie? Nakupiła sukienek, a urodziła chłopca…

Wszystko się ułoży

Wreszcie się odkuwamy - mówi z radością Agnieszka. Na kolanach trzyma Zosię, wokół biega Maks, zaraz ze szkoły wróci Kuba. – Mąż pośredniczy w sprzedaży samochodów, idzie mu nieźle. Marzymy o kupnie ziemi, na której kiedyś stanie nasz dom. Anna ujrzała to w kartach...
 

Autor: Magdalena Kuszewska "Świat Kobiety"


Twoja dobra wróżka, tarocistka, tłumacz snów
Anna Kempisty

 
Ta strona korzysta z plików Cookie zgodnie z ustawieniami Twojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w zakładce Polityka prywatności